Monday, October 24, 2011

tędy nie pójdziemy

W świecie, gdzie za 10 euro można polecieć tanimi liniami w obie strony do Rzymu lub Dublina, swoboda przemieszczania się wydaje się oczywista i gwarantowana. Jeśli przyjdzie mi na to ochota, mogę jutro polecieć do Madrytu, wypić lampkę wina i wrócić. Kupienie biletu zajmie mi 3 minuty, a na granicy nikt nie sprawdzi mi paszportu. Jeśli będę mieć taki kaprys, mogę objechać autostopem Europę. I wcale nie będzie to jakiś nadzwyczajny wyczyn godny podziwu, tylko historia jakich wiele. Jeśli znudzi mi się moje miasto i praca, nikt nie zabroni mi przekwalifikowania się na barmankę w ciepłych krajach. Lub pomocnika Świętego Mikołaja w Laponii. Jasne, że nie skorzystam ze wszystkich opcji. I pewnie, że jest tysiąc przeszkód- czas, pieniądze, ryzyko. Ale pokrzepiająca jest świadomość że zawsze mogę, jeśli tylko mi się zechce.

A gdybym mieszkała od urodzenia w Belfaście? Jasne, że wszystkie te opcje byłyby dla mnie dostępne. Ale jednocześnie bałabym się wychodzić po zakupy do sąsiedniej dzielnicy. Za nic nie przyjęłabym oferty pracy po drugiej stronie rzeki. Raczej wyjechałabym do Paryża niż przeniosła się na sąsiednią ulicę. Mapa mojego miasta składałaby się z osiedli które znam, i białych plam, do których być może przez całe życie nie miałabym okazji wejść. Przejeżdżając samochodem nie zatrzymałabym się tam nigdy. Mogłabym mieć znajomych z całego świata, ale we własnym mieście relacje ograniczałyby się do członków tej samej wspólnoty wyznaniowej.

Usłyszałam ostatnio dobrą radę, która pozwoliła mi uniknąć nieporozumień z kierowcami taksówek. Wcale nie jest tak że wiozą cię gdzieś naokoło, bo jesteś frajerem zza granicy i nie znasz miasta. Oni naprawdę boją się wjeżdżać na niektóre ulice. Firmy taksówkarskie, tak jak szkoły, sklepy, bary i ośrodki sportowe, dzielą się na protestanckie i katolickie.  Spora część taksówkarzy, to byli militarni, dla których po wyjściu z więzienia była to najszybsza opcja znalezienia pracy. Bardzo uważają na to gdzie wjeżdżają samochodem, bo mogą zostać rozpoznani. Wjechanie protestancką taksówką do dzielnicy katolickiej jest porównywalne do wejścia z szalikiem legii na mecz jagiellonii.

Parę dni temu miałam dwudniowe szkolenie na Sandy Row. Okolica zdecydowanie protestancka, co widać z daleka przed wejściem.


Na szkoleniu poznałam dziewczynę, mniej więcej w moim wieku, która mieszka w Belfaście od zawsze. Zwierzyła się nam wszystkim że na Sandy Row jest pierwszy raz. Jej brat starał się jak mógł wybić ten pomysł z głowy, ale na szczęście mu się nie udało.

1 comment:

  1. Chryzantema SamozłoOctober 25, 2011 at 4:38 AM

    Antagonistycznie nastawione osiedla. Trochę łatwiej to sobie wyobrazić dzięki Twoim relacjom.

    ReplyDelete