Monday, December 5, 2011

coraz bliżej święta.

Dziś w Belfaście pierwszy śnieg. Dotarło do mnie z całą siłą że to już zima, czyli jakby nie patrzeć, prawie połowa mojego planowanego pobytu. Powoli zaczynam jednak rewidować plany i oceniać to, co za mną. Urzędnicy unijni, maszyny bez uczuć, powiedzieliby, że ewaluuję ten projekt.
Właściwie nie wiem po co weszłam dziś na białystok online. Złośliwi niech się śmieją, że  w przypływie patriotycznej tęsknoty za krajem bocianich gniazd, płaczącej wierzby i świerzopa. Bursztynowego z resztą. Ale nie o to chodzi. Więc- weszłam i z najciemniejszych zakamarków głowy, duszy, czy czegoś równie nieodgadnionego,  wyleciały wspomnienia tak przerażające, że pod ich wpływem upłynęły już trzy kawy.  A wniosek z nich taki, że będę musiała na wiosnę poszukać pracy. Koniecznie tutaj. W zasadzie gdziekolwiek, byle nie w mieście gdzie muzeum wojska od lat oferuję wystawę 'filogeneza tkankowców', gdzie najgorętszą sylwestrową ofertą jest potańcówka w zajeździe Wiking, gdzie zarabia się 300 euro miesięcznie na pełny etat przy europejskim poziomie cen, gdzie po dwóch latach od ukończenia studiów nie mamy gdzie zrobić imprezy bo większość z nas mieszka w popeerelowskich mieszkaniach swoich rodziców. Absolutnie nie twierdzę że w Białymstoku nie może być dobrze. Pewnie może. Ale wydaje mi się że ja nie mam na tyle buddyjskiego spokoju i umiejętności cieszenia się małymi rzeczami. Wolałabym jednak żyć, a nie uprawiać sztukę przetrwania. Gdyby ktoś mnie zapytał parę tygodni temu czy chcę zostać w Belfaście, powiedziałabym że nie. I nadal nie mam pojęcia co będę robić dalej. Ale jak obejrzałam z kamery internetowej autobus nr 21 skręcający z Sienkiewicza w Warszawską, to mi się odechciało. Spróbuję być gdzie indziej.