Któregoś dnia zadzwonił telefon. Głos po drugiej stronie słuchawki zapytał czy chciałabym przez jeden dzień być Marią Curie Skłodowską. Na takie pytania nie odpowiada się ‘nie’. Po prostu. O co dokładnie chodzi dowiedziałam się później, kiedy już nie było wyjścia :)
Jakiś tydzień temu Polskie Stowarzyszenie w Irlandii Północnej zorganizowało diversity hunt, czyli grę miejską, której uczestnicy odkrywali najważniejsze elementy kultury chińskiej, polskiej i irlandzkiej.
Emigranci w Belfaście to całkiem świeża historia. Przed porozumieniem wielkopiątkowym w 1998 roku czołgi, brytyjska armia i 'najczęściej wybuchający hotel w Europie', nie zachęcały nikogo do przyjazdu. Nie przyciągały też tych którzy szukają lepszego miejsca do życia. Dopiero od niedawna do Irlandii Północnej masowo napływają emigranci, głównie z Azji i Europy wschodniej. Wielokulturowość miasta widać wszędzie- w miejscu gdzie mieszkam mam polski sklep, indyjską restaurację, meksykański take-away i chiński bar. Wszystko na wyciągnięcie ręki, w obrębie jednego podwórka.
Wracając do gry, cel był prosty- chodziło o to, aby przekazać mieszkańcom Belfastu, niezależnie od pochodzenia, wiedzę na temat kultur które są tu obecne. Uczestnicy szukali sekretnych punktów kontrolnych, na których czekały na nich różne zadania i niespodzianki. Były więc warsztaty chińskiego tańca lwów, szybki kurs rozpoznawania gatunków ryb na rynku św. Jerzego, ruskie pierogi i sajgonki na lunch. A na deser Maria Curie Skłodowska. Załączam zdjęcie, bo jak to w internecie – no pics, it didn’t happen.
No comments:
Post a Comment