Wednesday, March 21, 2012

po prostu wtorek

Wtorek to taki dzień którego mogłoby nie być. Bo poniedziałek to czas na pogodzenie się z szokiem że to już i ogarnięcie wrażeń poweekendowych, środa to mała sobota, w czwartek można się zacząć cieszyć, bo już z górki, a piątek wiadomo. Wtorek zostaje na narzekanie. Całe szczęście że system o nas dba i tylko we wtorki kino i pizza są za pół ceny.
Więc siedziałyśmy wczoraj we trzy nad pizzą i narzekałyśmy jak prawdziwi Polacy, chociaż we trójkę reprezentowałyśmy prawie pół Europy. Że nie jest dobrze, że Europa jak stary grat jedzie na rezerwach i ledwo zipie, ale na masce ciągle ma przyklejony dumnie symbol mercedesa. I że tutaj widać to dużo bardziej niż gdzie indziej. Zimne mieszkania z grzybem, drut kolczasty, wszystko jakieś już stare i nieestetyczne. I opieka zdrowotna oferująca dwie recepty na wszystkie problemy: prozac albo penicylina, w zależności od tego czy niedobrze z głową czy z resztą. Rozdają to jak cukierki. I te powierzchowne kontakty, uśmiechy, dyplomacja i grzeczności. Zaczyna mi brakować polskiej smutnej gęby w autobusie. Takiej na której przynajmniej cokolwiek widać, nawet jeśli to złość albo zmęczenie. I że wszystko źle, imperium się sypie, a my, dzieci 'pokolenia xyz' z życiorysami pokręconymi jak świńskie ogony nie mamy tu już czego szukać. Normalnie wtorek.
Po godzinie terapii zbiorowej prosimy o rachunek. Przychodzi dziewczyna, bardzo ładna i jakoś w ogóle jej dobrze z oczu patrzy. I od razu pyta nas skąd jesteśmy. Ona jest  Rumunii, więc gadamy chwilę, że w Konstancie teraz jest cieplej i może na plażę można już chodzić. A potem ona zaczyna i nie może przestać: że taką pracę to można rozbić o kant dupy, nie wystarcza na opłacenie studiów, pogoda jest okropna, że nikt tu nie jest szczery i nikt nie ma opinni na żaden temat, a do Rumunii wracać też nie ma po co. Monolog trwa chyba z 10 minut. Na koniec dziewczyna wciska papierową chustkę w talerz, mówi do nas 'anyway, life is a shit', uśmiecha się po angielsku i wychodzi. To my zwijamy szybko trzy papierosy i też wychodzimy, na jednego szybkiego.

5 comments:

  1. http://static0.blip.pl/user_generated/update_pictures/644532.jpg
    wrzucam polską gębę z autobusu, pokrzep się, a potem podłam się. ps. tu na wszystko zalecają paracetamol w ilościach przemysłowych

    ReplyDelete
  2. Aga, to nie polska gęba, tylko doktor House :D

    ReplyDelete
  3. hehe, rzeczywiście podobny do Housa :D

    Koala, nie łam się tam ;) Wszędzie dobrze gdzie nas nie ma ;)

    ReplyDelete
  4. Świetnie, że nadal piszesz bloga. Bardzo dobrze czytało mi się ten wpis :-) Trzymaj się

    ReplyDelete
  5. kryzys wtorkowy? takiego jeszcze nie znalem :)

    ReplyDelete